niedziela, 18 września 2016

Od Nev'a Cd Viride

- O niczym. Nie ważne. - warknąłem.
- Słyszałam coś o Lucku i zabójstwie. Jesteś cichym przestępcą? - zapytała.
- Pha! Nie. Otwartym zabójcą. Lepiej Ci? - rzekłem przymykając oczy.
- Co? Kto jest twoim celem? Niby ja? - rzekła dociekliwie.
- Nie ty. Pitynnia. Mówi Ci to coś?
- Raczej nie... - odparła - Ale wydaje mi się, iż działasz nielegalnie.
- Po prostu unicestwiam zło wraz z Luckiem. - rzekłem jak gdyby nigdy nic.
- Z jakim Luckiem?! - zdziwiła się.
- Lucyfer, ciołku... - rzekłem cichszym niż zazwyczaj głosem.
- TEN Lucyfer?! - stała na równych łapach.
- Zależy. - mówiłem spokojnie. Myślałem, że wyjdą jej gałki.
- Co rozumiesz przez "TEN” Lucyfer. - uśmiechnąłem się.
- DIA-BEŁ. - rzekła delikatnie podirytowana.
- Taaak. Znasz go? - odpowiedziałem. Viride zamilkła.
- Nie znam. Co za pytanie... A ty? Znasz go? - zapytała.
- Ha! Co za pytanie... To mój najlepszy przyjaciel! - wykrzyknąłem.
- Że co?! - wyglądała na niezwykle zdziwioną.
- I tak za każdym razem... - westchnąłem.
- Jak to za każdym?
- Jak komuś opowiadam o Lucku. Cały czas tylko niedowierzania. - odpowiedziałem.
- Udowodnij. - rzekła Viride.
- Niby co? - zapytałem.
- Twoją przyjaźń z Luckiem... - dopowiedziała. Uśmiechnąłem się pod nosem. Moje ciało zaczęło podświetlać się na czerwono. Po dziesięciu sekundach tuż obok mnie, z czerwonego dymu wyłonił się kumpel.
- Cześć Nevuś!
- Cześć Lucek!
- No, o co chodzi? - zapytał.
- Ona. To Viride. Nie dowierza, że jesteśmy kumplami. - wyjaśniłem.
- Ojoojo.... Weź mu uwierz. Prawdę zdechlak mówi. - rzekł Lucyfer. Viride z kamienną miną przyglądała się mi i Luckowi.
- Dobra, szóstko. Odejdź. Chyba mi uwierzyła. - Powiedziałem. Lucek tak po prostu znikł.
- A teraz... lepiej stąd chodźmy. Nudno tu. - rzekłem.
- Zgoda... i już Ci wierzę. Nie martw się. A więc... Co masz zamiar robić? - zapytała.
- Nie wiem. Może chodźmy gdzieś zdała od watahy. Co ty na to? - zaproponowałem Viride
<Viride?>

niedziela, 11 września 2016

Od Chevala CD. Gabrieli

Któregoś dnia od poznania Gabrieli przechadzałem się właśnie po terenach watahy. Było dość upalnie, toteż po dłuższym spacerze postanowiłem wybrać się nad rzekę. Wpierw musiałem jednak przejść przez jedną z łąk. Wyszedłem spomiędzy drzew i natychmiast w oczy rzucił mi się krąg koni. Podszedłem do nich. Kopytne otaczały kolegę, który ksztusił się i parskał. Spróbowałem go uspokoić i zbadać, ale gdy w końcu udało mi się to, nie mogłem nawet zidentyfikować choroby.
- Zaczekajcie tu - poprosiłem konie i pobiegłem do mieszkania Gabrieli, które na szczęście znajdowało się niedaleko.
- Cześć, Chev - przywitała mnie. - Co porabiasz?
- Nie ma czasu. Musisz mi pomóc - oznajmiłem, patrząc przez chwilę na wilczycę i następnie zawracając. Gabriela wstała i ruszyła za mną.
- Co się stało? - zapytała, biegnąc obok mnie.
- Jeden z koni jest chory. Nie mam pojęcia, co mu dolega - wytłumaczyłem.
Gdy dotarliśmy na miejsce, biała wadera zbadała chorego ogiera.
- I co? - zapytałem.
<Gabriela?>

Od Gabrieli Cd Cheval

Dni mijały jak z bicza strzelił. Pewnego dnia nudziło mi się niemiłosiernie a siedzenie w jaskini było najlepszym pomysłem jaki mógł mi przyjść w tak upalny dzień. Jednak ten pomysł miał również swoje negatywne aspekty. Najbardziej uciążliwym była nuda. Nagle do jaskini wbiegł Cheval.
- Cześć Chev. Co porabiasz?- Zapytałam.
<Cheval?>

Od Viride Cd Nev

„Skarzypyta...” - pomyślałam schodząc z basiora. Scwane ziółko z niego...
- No, a może księciu powie mi, jak na niego mówią? - zapytałam dokuczliwe.
- Nev. A nasza królewna będzie łaskaw się nam przedstawić? - odrzekł basior „oddając” mi.
- Jestem Viride. Niezmiernie mi miło. A to moja Eriv. - wskazałam na przyjaciółkę.
- Jaaasne. Mi też jest... MIŁO... - rzekł sarkastycznie. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Masz jakieś plany na dziś? - zagadałem do Nev'a.
- Taaak... Wieczorem, Lucek kazał mi zabić taką jedną.... - nagle Basior zamilkł. Kompletnie nie wiedziałam, o co mu chodzi. Lucek? W sensie ten Lucian, czarny basior z watahy?
- Przepraszam bardzo, ale o czym ty mówisz? - zdziwiłam się.
(Nev?)

Od Chevala CD. Kazana

Zaśmiałem się nerwowo.
- To dziwne. Ja też ostatnio mam... pewne problemy związane z końmi. Ale z chęcią pomogę.
- To cudownie. Możemy spotkać się tutaj jutro rano? - zapytał Kazan.
- Oczywiście. Mam nadzieję, że nic mnie nie zatrzyma. Żegnaj, Alfo.
- Do widzenia, Chevalu.
Po tych słowach wyszedłem z jaskini. Słowa Kazana niepokoiły mnie. Brak kontakty z końmi, które coś płoszyło i gnało na nasze uprawy...
To nie mogło oznaczać niczego dobrego.
<Kazan?>

niedziela, 4 września 2016

Od Chevala CD. Gabrieli

Zaproponowałem głodnej waderze polowanie, myśląc, że jest w tym przypadku taka jak inni. Myliłem się. Gdy oznajmiła, że nie poluje, uderzyła mnie jednocześnie ulga, jak i myśl, że może trafiłem na jakąś księżnuczkę, co to łapki boi się sobie pobrudzić.
- Co w takim razie zamierzasz zjeść? - zapytałem.
- Trawę, może jakieś owoce - odpowiedziała. Uf.
- To dobrze, bo też nie poluję. Jestem wegetarianinem.
Gabriela uśmiechnęła się, a potem wskazała łapą ciś za mną.
- Patrz, dzikie maliny! - zawołała i pobiegła w stronę krzaków. Odwróciłem się i potruchtałem za nią. Kilka chwil później zajadaliśmy już pyszne, słodkie owoce. Co jakiś czas pochylałem się, by skubnąć nieco soczyście zielonej trawy.
<Gabriela?>

Od Gabrieli CD Cheval

Uśmiechnęłam się lekko do basiora.
- Dziękuję z chęcią skorzystam.- Powiedziałam. Basior wyszedł z jaskini i rozpoczął pokazywanie mi terenów. Po godzinie zwiedzania zaburczało mi w brzuchu.
- Jak chcesz tam możesz zapolować.- Powiedział wilk wskazując lasek.
- Nie dziękuję. Ja nie poluję.- Powiedziałam uśmiechając się.
<Cheval?>